W Tbilisi nie da się przejść stu metrów, nie natknąwszy się na psa. Są wszędzie: przy sklepach, w parkach 🌳, na schodach metra, czasem nawet na środku ruchliwego skrzyżowania — śpią w najlepsze, jakby miały podpisany rozejm z całym światem 😌. Ale to nie są „bezpańskie psy” w klasycznym znaczeniu. To raczej „psy obywatelskie”. Mają swoje dzielnice, ulubione kawiarnie ☕ i — co najważniejsze — pełne miski.
Tutejsze czworonogi noszą żółte kolczyki w uszach — znak, że zostały wysterylizowane i zaszczepione 💉 w ramach miejskiego programu. To humanitarne podejście do problemu bezdomnych zwierząt, które zamiast izolacji stawia na integrację 🤝. W efekcie psy są spokojne, zadbane i często mają swoich „ludzkich przyjaciół” wśród mieszkańców. Niektóre z nich zyskały nawet status lokalnych celebrytów ⭐. Przykładem jest brązowy pies o imieniu Bacho, znany wśród turystów z okolic Placu Wolności, który doczekał się nawet fanpage’y i internetowych wspomnień.
Czasem któryś pies podejdzie i położy łeb na Twoim kolanie. Nie chce nic — może poza chwilą uwagi i potwierdzeniem, że świat nadal bywa dobry 💛. Zresztą trudno nie odwzajemnić tego zaufania. Psy w Tbilisi uczą spokoju, jakiego my — zabiegani turyści i lokalni — często zapominamy 🧘. Uczą też bycia „tu i teraz” oraz tego, że czasem wystarczy znaleźć ciepły kawałek słońca na betonie, żeby dzień był udany ☀️.
Są tu psie gangi (przyjazne 🐶), są psie miłości (wzruszające 💘), są staruszki, które dokarmiają psy lepiej niż własnych zięciów 🍲. Jest też cały system nieformalnej opieki i zwykłej ludzkiej życzliwości. Zamiast walczyć z ich obecnością, Tbilisi włączyło je do krajobrazu. I wyszło z tego coś pięknego.